Amarantuski i seria książeczek o króliczku

Książek w naszym domu absolutnie nie brakuje. Wręcz nie ma ich już gdzie upychać... Jednak jakimś dziwnym trafem, odbierając kolejną czytelniczą paczkę, magicznie robi się jeszcze ciut miejsca na nowe, pachnące farbą drukarską wydania. Teraz nie szaleję z zakupami dla siebie, ale książek dla Franciszka nie potrafię sobie i jemu odmówić, co przyprawia o ból głowy mojego męża. A gdy wieczorem możemy poczytać i pochrupać dobre ciasteczka, człowiek nie zastanawia się na tym, że półki jednak są z drewna, a nie z gumy...

 
Zanim wygodnie usiądziecie, by poznać króliczka lećcie do kuchni przygotować szybkie i pyszne ciasteczka. Przepis z książki Kingi Paruzel Fit słodkości, którą polecam równie mocno, jak amarantuski.

1 szklanka poppingu z amarantusa
1/2 szklanki jasnego sezamu
1/4 szklanki siemienia lnianego
1/4 szklanki łuskanego słonecznika
3 łyżki miodu (ja używam gryczanego i lipowego)
1 łyżeczka mielonego cynamonu
szczypta soli morskiej
olej kokosowy do wycinania ciasteczek

Piekarnik nagrzewamy do 150 stopni C. Dużą, płaską blachę wykładamy papierem do pieczenia. Na patelni prażymy ziarna sezamu, siemię lniane i słonecznik. W rondelku zagotowujemy miód z cynamonem i szczyptą soli. Kiedy wszystko zacznie bulgotać dodajemy popping z amarantusa i ziarna z patelni. Całość dokładnie mieszamy i przekładamy na arkusz papieru do pieczenia. Przykrywamy drugim arkuszem i rozwałkowujemy na grubość około pół centymetra, Usuwamy wierzchni papier i foremkami wykrawamy dowolne kształty - bardzo dobrze wchodzą kółka i kwiatuszki :) - za każdym razem maczając foremkę w oleju kokosowym, by masa lepiej się odklejała. Ciasteczka układamy na blaszce i pieczemy 15 minut lub gdy staną się złote. Studzimy.

Teraz jesteśmy gotowi, by spotkać się z króliczkiem. Wydawnictwo DWIE SIOSTRY jak zwykle zachwyca pomysłami. Wszystko co wydają dla dzieci, i nie tylko, jest godne polecenia i prędzej czy później ląduje na naszej zakupowej liście książkowej. 


Pierwszą z książek o króliczku kupiłam Frankowi, gdy miał niespełna pół roczku i od tamtego czasu nie ma wieczoru żebyśmy nie zajrzeli do naszego przyjaciela. Jörg Mühl to niemiecki ilustrator i autor książek dla dzieci. Ukończył Hochschule für Gestaltung w Offenbach i prestiżową École nationale supérieure des arts décoratifs w Paryżu. Śpij, króliczku to jego najbardziej popularna książka. I nie ma się co dziwić. Prześliczne rysunki - sympatyczne zwierzątko, czyste, nie zagracone tło i codzienna rutyna pokazana w uroczy sposób. Nie mogłam się nadziwić jaką moc przyciągania ma ta książeczka w swojej skromności i prostocie. 

Franek króliczka uwielbia. Zaczęło się od oglądania, potem było pokazywanie, a teraz jest też dialog z małym przyjacielem. Próba wypowiedzenia karaluchy pod poduchy z dnia na dzień brzmi coraz lepiej. Proste zadania zawarte w książeczce wywołują uśmiech i zadowolenie z siebie. Trzeba zatem króliczka ubrać w piżamkę, przykryć kołderką, pocałować, zgasić światło... Było więc rzeczą oczywistą, że gdy tylko pojawi się druga książka natychmiast trzeba będzie ją kupić. 

Do kąpieli, króliczku nie ma swojego miejsca na półce z książkami. O nie... Leży sobie w łazience i zawsze pomiędzy wycieraniem w ręcznik, a myciem zębów sprawdzamy co też słychać u naszego przyjaciela. A roboty przy nim wiele - mycie głowy, suszenie, kremowanie - tutaj trzeba uważać, bo Franek tak bardzo się przejął smarowaniem króliczka kremem, że całą stronę natarł olejem kokosowym, którego używamy po kąpieli! :) 

Ostatnia z serii to Nie płacz, króliczku, która bardzo się nam przydała, gdy Franciszek zaczął biegać w zawrotnym tempie po całym domu - czytaj - po śliskim parkiecie. Zaliczyliśmy już stłuczone kolano, siniaki, guza i przeciętą wargę. Króliczek też się przewrócił i ma ranę na łokciu, z której leci krew! Płacze i bardzo go boli... Musimy osuszyć mu łzy, wysmarkać nosek, podmuchać łokieć i najważniejsza sprawa - przykleić plasterek. Oklejamy zatem nie tylko króliczka, ale i drewnianego psa Fafiqua, gdy spadnie ze stołu: misie, jak mają wypadek jeżdżąc na hulajnodze i w ogóle wszystko, co zrobi BAM! Tym sposobem oswajamy moment, w którym naprawdę coś się stanie i trzeba będzie zatamować krew, opatrzeć ranę i mocno utulić. 

Jeżeli stosujecie metodę BLW w żywieniu niemowląt i dzieci to amarantuski możecie podawać śmiało maleństwu, które dobrze sobie już radzi z gryzieniem, pamiętajcie tylko, że miód nie jest wskazany dla dzieci poniżej roczku i może uczulać.


Dobrego dnia, Aneta

Komentarze

Popularne posty