Moja mała Francja

Jeszcze w liceum zaczęła się moja fascynacja Francją. Pewnie dlatego, że miałam wspaniałego i wymagającego nauczyciela tego języka. Kiedy dostałam się na studia, w ferworze nowych doznań i wyzwań, język francuski został zaniedbany, a raczej zapomniany, by po wielu latach znów wkraść się w moje serce. Ale tym razem oprócz serca pracował intensywnie mózg, przypominając sobie dawno nie używane słowa. I tak już od dwóch lat dzień po dniu, kawałek po kawałeczku przyswajam sobie tajniki mowy Moliera. Cieszy mnie to ogromnie i fascynuje - jakim niesamowitym mechanizmem jest człowiek - zapomniane słowa wracają do głowy, układają się w odpowiednich szufladkach i zostają. Mam nadzieję, że na dłużej, a może i na zawsze. Teraz tylko trzeba szukać okazji, "aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa…". 

Ale marzenia mają to do siebie, że się spełniają - we Francji byłam już trzy razy. Dwa razy w Paryżu, jeden raz na południu, w Pignan koło Montpellier. Teraz kiełkuje następne. Lazurowe Wybrzeże i Toskania... Zawsze po tych wyprawach cząsteczka duszy zostaje w arrondissement i czeka, by ponownie przejść ulubionymi ulicami, wypić kir royale i pogapić się na obrazy w Musée d'Orsay. Potem trzeba jakoś wrócić do rzeczywistości i spróbować urwać choć cząsteczkę francuskości na co dzień. Pomagają mi w tym małe umilacze...

... perfumy, które od razu przenoszą mnie myślami do Paryża. Szyprowo-kwiatowa Balenciaga Paris to zapach elegancki, który z każdym ruchem czaruje zmysłowością. Bergamotka, fiołek, goździk ogrodowy, labdanum, paczuli, pieprz, aromat ziemi, piżmo i ciepłe nuty drzew - sandałowca oraz cedru. W kompozycji z moją skórą całość wychodzi bardzo osobiście, intymnie, dość ciężko, ale nie uciążliwie, bardzo kobieco i wyjątkowo. Uwielbiam ten zapach. Jego magia polega chyba również na tym, że gdy go noszę czuję się silną i piękną kobietą. Kojarzy mi się z wieczornym winem pitym w małej knajpce przycupniętej do wzgórza Sacre Coeur. Z czerwoną szminką na ustach. Z niespiesznym spacerem ulicami Paryża w parny sierpniowy dzień, gdy po szybkiej café crème wpadam do magicznego miejsca przy Boulevard Saint Germain pod numer 34. Tu mieści się Diptyque. O tej niesamowitej pracowni perfumiarskiej i ich zapachach opowiedziała mi moja przyjaciółka Kasia - tutaj znajdziecie jej blog Kolczyki Izoldy, na którym pełno perfumiarskich opowieści - czarując jednocześnie moje zmysły. I przepadłam. Zakochana jestem po uszy w Philosykos, który stworzyła w 1996 roku Olivia Giacobetti, największy perfumiarz naszych czasów. Zapach jest niesamowity - drzewko figowe zamknięte w butelce. Zapach pnia drzewa, jego liści, owoców, młodych pędów, a nawet korzeni. Nigdy w życiu czegoś takiego nie wąchałam, nie mówiąc już o noszeniu takiego zapachu. Z roku na rok dopisywałam to małe marzenie do mojej urodzinowej listy życzeń... I spełniło się! Kasia przyjechała na nasz wspólny urodzinowy weekend z małym zawiniątkiem... a w nim były perfumy. Mam przyjaciółkę, która jest dobrą wróżką i jak w Kopciuszku spełnia marzenia, by z brzydkiego kaczątka przeistoczyć się w księżniczkę... 


... albumy. Jest ich kilka, ale dwa z nich wyjątkowo lubię. The Paris Journal to książka wypatrzona na Instagramie, która jest przepięknym pamiętnikiem fotograficznym złożonym ze 140 zdjęć opisujących dzień w mieście świateł, opatrzony komentarzem autorki NIchole Robertson. Natomiast album Paris mon amour wydawnictwa Taschen to zbiór klimatycznych czarno-białych zdjęć wspaniałych fotografów, takich jak Henri Cartier-Bresson, Robert Doisneau  czy Jeanloup Sieff przedstawiający paryskie życie od czasów dagerotypu do 1968 roku. Ludzie, ich codzienne zajęcia, kochankowie, życie ulicy, parki i ogrody, bistra i kluby nocne... Magiczna stolica Francji.



... makaroniki. Najlepsze te od Pierre'a Herme. Moja miłość do niego i uwielbienie nie zna granic. Do tego stopnia, że kupiłam jego książkę, by w zaciszu domowym zgłębiać tajniki sztuki cukierniczej. Już sam jej wygląd sprawia, że ślinianki dostają obłędu i pracują na podwyższonych obrotach. Dzieło sztuki. I książka i ciasteczko, które wychodzi spod rąk mistrza. Fotografie jak obrazy. Ilość smaków niezliczona... Mam to szczęście, że bliskie mi osoby wiedzą, co lubię - dostawa świeżutkich makaroników tym razem wpadła w moje ręce w lipcu. Nie ma to jak mieć przyjaciół, którzy kochają Paryż i słodkości w równym stopniu co ja. Do tego zawsze się nimi dzielą!


... wspomnienia. Najcenniejsze obrazy, które przechowuję pod powiekami. Ale tu nie ma co mówić. Trzeba popatrzeć...


Zdjęcia z Paryża są autorstwa mojego brata i mojego męża :)

Bonne nuit, Aneta

Komentarze

  1. Piękny, działający na wyobraźnię spacer po Twoim Paryżu :)
    Dla mnie ciągle to kierunek w sferze marzeń, ale mam nadzieję że już wkrótce to się zmieni..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kasieńko :)
      Na pewno się zmieni! Już ja o to zadbam :) A wpis taki bardzo sentymentalny...

      Usuń
  2. Czarujesz słowem. Jak zawsze, zreszta... Pozwól, że na stałe zagoszcze na Twoim blogu jako gość. Człowiek w ciągłym biegu nie zauważa jak wiele umyka mu miedzy palcami a tu proszę �� można z Tobą podróż odbyć. Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Będę zatem wrzucać więcej postów z cyklu #projektSLOW. Zapraszam do lektury :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty